MORRO, GLORIA VICTIS!
Kiedy w połowie stycznia przedstawiałem tu postać Józefa Retingera ktoś mógłby zapytać po co upamiętniać osobę tak kontrowersyjną, której zasługi dla naszej historii są wątpliwe. Odpowiedź zawarłem w tamtym tekście a dziś biorąc pod uwagę te niewyrażone wątpliwości chciałbym dla odmiany przedstawić postać której wpływ był w odróżnieniu do Retingera śladowy za to emocjonalnie jestem z nią związany jak z przyjacielem którego nigdy nie dane mi było poznać. Kiedy w stanie wojennym zacząłem korzystać z pseuda "Morro", nie wiedziałem o Andrzeju praktycznie nic. Był po prostu jednym z wielu Kolumbów, którego pseudonim utkwił mi w pamięci, po lekturze powieści Bratnego. Dopiero później, gdy w wolnej Polsce zaczęły pojawiać się wspomnienia, zainteresowałem się bliżej Andrzejem Romockim, odkrywając jego niezwykłą i zarazem symboliczną osobowość.
Andrzej Romocki urodził się w ziemiańskiej rodzinie o patriotycznych tradycjach, w rodzinie z której nie mógł nie wynieść miłości do Ojczyzny i poczucia obowiązku. Jego ojciec, Paweł, był majorem I Korpusu gen. Dowbór-Muśnickiego, kawalerem orderu Virtuti Militari, posłem na Sejm a po zamachu majowym także ministrem komunikacji. Jego dziadkiem był powstaniec z 1863, także odznaczony VM. Matka z kolei poświęcała się całkowicie wychowaniu dzieci, Andrzeja i Jasia a po wojnie zaprzyjaźniła się z księdzem kardynałem Stefanem Wyszyńskim. Kiedy wybuchła wojna Andrzej miał zaledwie 16 lat, ale już na jej początku kiedy jeszcze nie było żadnych struktur podziemnych, przyjął od ojca jego pseudonim "Morro", pochodzący od przestawionych sylab nazwiska. 28 czerwca 1940 przeżywa swój pierwszy dramat osobisty. Pod kołami wojskowej ciężarówki prowadzonej przez pijanego Niemca, ginie jego ojciec, Paweł Romocki. Zarówno on jak i jego starszy o 2 lata brat Jan zdają sobie wówczas sprawę, że na nich spoczęła odpowiedzialność za rodzinę nie tylko w sensie materialnym, ale także kontynuowania patriotycznych tradycji.
Andrzej był wysokim i postawnym blondynem o niebieskich oczach, który mógłby w zachwyt wprawić niemieckich wyznawców teorii rasowych. Z tego też powodu stał się obiektem docinek kolegów, którym musiał udowadniać, że znienawidzonym nordykiem nie jest, bo tęczówki ma nie całkiem niebieskie a twarz pokrywają piegi, których nie ma w żadnych germańskich charakterystykach rasowych. Jak to bywa w życiu, tłumaczenie niewiele pomogło, a koledzy jedynie wyczuli "słaby punkt" Andrzeja i tym bardziej nie dawali mu spokoju. Wkrótce jednak te dylematy ustępują miejsca ważniejszym sprawom, Andrzej Romocki włącza się bowiem w działalność nielegalnej organizacji "Pet" a później także Szarych Szeregów, w których z czasem osiągnie rangę harcmistrza i dowódcy 2 kompanii "Rudy" w batalionie "Zośka". Tu muszę wtrącić dygresję i określić "Morro" jako personifikację całego pokolenia określanego mianem "Kolumbowie". Nie tylko pochodzenie, patriotyczne wychowanie i wiek, ale i też ten przebieg konspiracyjnej kariery sytuują Andrzeja w głównym nurcie pokolenia i czynią z niego jednoosobowy symbol. Ta niezwykła znajomość z legendami Armii Krajowej - "Rudym" i "Zośką" a później symboliczne przejęcie warty dopełnia obrazu. 20 sierpnia 1943 miał miejsce "chrzest bojowy" wyróżniającego się drużynowego. W ramach akcji "Taśma" Grupa Szturmowa zaatakowała posterunek graniczny. W akcji zginął tylko jeden członek grupy - oficjalnie obserwator akcji, Tadeusz Zawadzki "Zośka". Na jego cześć batalionowi szturmowemu "Jerzy" nadano imię "Zośki" a "Morro" objął dowodzenie 2 kompanią.
Jakim był dowódcą? To jeden z najbardziej kontrowersyjnych rozdziałów życia Andrzeja, choć dla mnie osobiście, świadczący o tym, że jest to człowiek z krwi i kości, nie tylko legenda spisana na kartach, na użytek akademii "ku czci". Andrzej był surowy i wymagający dla swych podkomendnych, co nawet doprowadziło do poważnego konfliktu tuż przed samym Powstaniem Warszawskim. "Morro" bardzo formalnie i zasadniczo podchodził do wszystkiego, co było związane ze służbą. Założył "biuro kompanii", ewidencję raportów karnych. Dążył do podniesienia poziomu kompanii nie tylko przez selekcję podczas egzaminów z zakresu wojskowego, ćwiczeń w trudnych warunkach, ale i udzielał urlopów od zajęć służbowych ze względu na komplety licealne podwładnych. Za lekceważenie obowiązków służbowych przenosił do rezerwy. To doprowadza do dość poważnego konfliktu z podwładnymi, którzy uważają go za zbyt apodyktycznego. 24 lipca 1944 na własną prośbę otrzymuje 2-miesięczny urlop, który w związku z wybuchem powstania już po kilku dniach został przerwany. Jak ocenić te fakty, czy "Morro" przesadzał, czy tylko rozumiał odpowiedzialność jaka ciąży na dowódcy? Na pewno sam doskonale rozumiał, że drogą do ideału dowodzenia jest uchwycenie tego "złotego środka" między dyscypliną a solidarnością z podwładnymi. Dowodem tego może być odezwa, jaką skierował tuż przed Powstaniem do swych żołnierzy:
"[...] Po kryzysie, jaki nastąpił między mną a kompanią, uważałem za właściwe rozładować wytworzone naprężenie, odsunąć się na pewien okres i spokojnie zrewidować dotychczasowe osiągnięcia, metodę i sposób postępowania. Uspokoiwszy się trochę miałem znowu objąć kompanię. Nie dane było to mi jednak. Rozkaz odwołał mnie z urlopu. I mimo kryzysu, pod którego wrażeniem ciągle jestem, podjąłem się pracy w okresie nieco innym niż dotychczas. Uważam, że nikt mi nie weźmie za złe, że włożywszy tyle wysiłku, może mało produktywnego, ale - wierzcie mi - w najlepszej wierze, w okresie przełomu chcę być blisko Was wszystkich i móc wypełniać razem z Wami to wszystko, o czym śniliśmy od tak dawna. Wywalczyć sobie Polskę. Szykowaliśmy się razem - razem przez znój, trud, bój niebezpieczeństwo i krew do upragnionego zwycięstwa. W tym ostatnim momencie naszej pracy zespołowej jako kompanii szturmowej - proszę Was o pełną lojalność, gdyż tylko wtedy będziemy mogli wspólnie podołać trudnym a bardzo zaszczytnym, powierzonym nam zdaniom..."
A zatem wybuchło Powstanie i wszystko inne stało się mało istotne. Zachowało się stosunkowo niewiele relacji o "Andrzeju Morro" z okresu walk na Woli. Wiadomo, że powstanie rozpoczyna "Morro" razem z kompanią "Rudy" i całym batalionem koncentracją w fabryce Telefunken na Woli, (ul. Mireckiego, róg Karolkowej). Kompania "Rudy" stawia się na koncentrację prawie w 90% (przed Powstaniem Warszawskim stan 2. kompanii wynosił 156 żołnierzy - nie wliczając dziewcząt). W czasie pierwszych dni, brał udział w wyzwalaniu Gęsiówki, obozu koncentracyjnego, z którego wyswobodzono niemal 350 Żydów, z których wielu stało się żołnierzami AK. Następne dni są dla Andrzeja bolesne i nie tylko dlatego, że zaczyna sobie zdawać sprawę, że Powstanie zostało zdradzone i pozostawione samo sobie, ale przez osobiste straty. Przeżył już śmierć ojca a 18 sierpnia podczas nalotu, ginie umieszczony po odniesieniu ciężkich ran, w szpitalu, jego brat Jan "Bonawentura". Gdyby przeżył powstanie może zostałby poetą. Dziś pozostały nam tylko próbki jego talentu, choćby w postaci "Modlitwy Szarych Szeregów":
Od
wojny, nędzy i od głodu
Sponiewieranej krwi narodu,
Od łez wylanych obłąkanie
Uchroń nas, Panie
Od
niepewności każdej nocy,
Od rozpaczliwej rąk niemocy,
Od lęku przed tym, co nastanie,
Uchroń nas, Panie
Od
bomb, granatów i pożogi,
I gorszej jeszcze w sercu trwogi,
Od trwogi strasznej jak konanie
Uchroń nas, Panie
Od
rezygnacji w dobie klęski,
Lecz i od pychy w dzień zwycięski,
Od krzywd - lecz i od zemsty za nie
Uchroń nas, Panie
Uchroń
od zła i nienawiści.
Niechaj się odwet nasz nie ziści.
Na przebaczenie im przeczyste
Wlej w nas moc, Chryste.
Po wojnie, gen."Bór"-Komorowski, uznał oddział dowodzony przez "Morro" za najlepsza jednostkę powstańczą. Być może wpływ na tą decyzję miało to, że była to jedyna grupa bojowa, której udało się przebić górą ze Starówki do Śródmieścia. Różne są opisy tego przejścia, ale jak wynika ze wspomnień Anny Borkiewicz-Celińskiej, autorki monografii poświęconej Batalionowi "Zośka", w opinii żołnierzy to właśnie Andrzej Romocki był siłą sprawczą tego przebicia, dokonanego ze stosunkowo niewielkimi stratami. Jak czytelnicy zapewne wiedzą, po pierwszym zaskoczeniu spowodowanym wybuchem Powstania, Niemcy szybko opanowali sytuację i udało im się podzielić siły powstańcze na odizolowane enklawy, które zamierzali po kolei likwidować. 1 września legła kolumna Zygmunta, 2 września upadło Stare Miasto i Sadyba, a 6 września Powiśle wraz z elektrownią.
Dowództwo postanawia ewakuować ludność cywilną i swe oddziały. Jedyną bezpieczną drogą są kanały, "Zośka" wybrała trudną i chwalebną drogę przebijania się górą. Grupie udało się przedrzeć przez ulicę Bielańską i dalej przez ruiny do wypalonego sklepu przy ul. Senatorskiej naprzeciw kościoła św. Antoniego, "Morro" zdążył już przeskoczyć z paroma żołnierzami do kościoła. Ulica Senatorska była pod ogniem niemieckim prowadzonym ze strony placu Teatralnego (ostrzał z drugiej strony Senatorskiej z Pałacu Błękitnego zaczął się później). Po rozpoznaniu sytuacji "Morro" przeskakuje z powrotem do głównej grupy. Na terenie kościoła pozostał "Słoń" z kaemem, którego zadaniem było wiązanie ogniem niemieckiego ckm-u, ostrzeliwującego ruiny budynku naprzeciwko, w którym pozostawała grupa. Razem z "Morro", z powrotem skakali także inni, co mogłoby świadczyć, że wówczas nie było jeszcze zdecydowane, że wszyscy będą przeskakiwać ostatecznie do kościoła. W czasie tego powrotnego przeskoku "Morro" otrzymuje postrzał w twarz.
Cała grupa przeskakuje przez Senatorską ("Morro" był jednym z nielicznych, który ulicę tę przeskoczył łącznie trzy razy). Kiedy grupa znalazła się już w kościele św. Antoniego, "Morro" wraz z "Drzazgą", "Słoniem" oraz sekcją kaemu, robią rozpoznanie przedpola aż do Biblioteki Zamoyskich, wychodząc przez spaloną piwnicę kościoła. Gdy wracają "Morro" składa meldunek "Jerzemu", a ten decyduje by przenieść się do piwnicy całkowicie spalonej Biblioteki Zamoyskich. Po drodze ginie z rąk "Morro" esesman, ostatni świadek przejścia - jak pisze "Jerzy". Cały dzień 1 września grupa spędziła w piwnicy. Niemcy wielokrotnie wrzucali granaty przez okienka piwniczne i ostrzeliwali je - najwyraźniej podejrzewali, że ktoś jest w piwnicy, a obawiali się do niej wejść, aby to sprawdzić. Nikt jednak nie został nawet poważnie rany - ponieważ żołnierze byli zgromadzeni wówczas w korytarzu, a granaty wpadały do poszczególnych piwnic.
Za to przebicie, Andrzej Romocki otrzymał order Virtuti Militari. Wspomniana tu już Anna Borkiewicz-Celińska podaje, że zachowała się karteczka, którą "Morro" nosił przy sobie, a skierowana do matki: "Powiedzcie mojej matce, że trzecie pokolenie Romockich ma Virtuti Militari". Ile takich rodzin jest dziś w Polsce? Komuniści wiedzieli doskonale dlaczego likwidują polską inteligencję i elity. Właśnie takich rodzin bali się najbardziej. Dwa tygodnie później w umęczonych sercach tych co przeżyli aż dotąd pojawia się iskra nadziei. Sowieci zajmują Pragę i dochodzą do Wisły. 14 września o godz. 16:00 odbyła się na Wilanowskiej odprawa dowódców u ppłk. "Radosława". Zdecydowano, że w nocy odbędzie się natarcie, którego celem miało być obsadzenie brzegu Wisły dla ułatwienia wojskom sowieckim przeprawy. Do wykonania zadania "Radosław" wyznacza - no kogóż by? - Oczywiście "Morro". 15 września dowodzony przez niego oddział rusza na wiślany brzeg, by osłaniać lądowanie "berlingowców". To ostatnie chwile życia Andrzeja. Dość dokładnie opisuje je w swych wspomnieniach Andrzej Wolski -"Jur", oddajmy mu zatem głos:
Po drugiej stronie Solca trzypiętrowy dom na rogu
Wilanowskiej. Wobec spodziewanego desantu, chłopcy wywiesili, od strony rzeki,
biało-czerwoną flagę. Nagle zaklekotała seria z erkaemu. Świetlne kule
przeleciały wzdłuż ulicy. Już wiedzą o nas. "Słoń" kazał obsadzić
murki na przedpolu białego domku. Znowu cisza. Wiatr powiewa podnosząc pył
piasku. Nagle pojawiła się złota czupryna "Andrzeja Morro."
- Co u was?
- Spokojnie.
- Musicie obsadzić stanowiska bliżej brzegu. Niedługo powinni lądować. Ja
niedawno byłem prawie przy kościele. Niemcy chyba wycofali się za most. -
Andrzej wskoczył na murek. - Zróbcie stanowisko przy tych dużych kamieniach -
powiedział wskazując ręką miejsce. Pobiegłem wzrokiem za jego palcem. Padł
strzał. Odruchowo schyliłem się. Ech, tylko jeden, pewno przypadkowy. Nagły
okrzyk "Słonia" przeszył dziwną ciszę.
- Sanitariuszka!!! - Głos wydobywał się prawie ze szlochem. - Biegiem, Andrzej
ranny! Uwaga ostrzał!
Z mojego stanowiska widzę tylko wydmę piasku, murek przesłania mi miejsce,
gdzie przed chwilą stał Andrzej. Zosia wstała z kolan. Widzę jej twarz szarą,
nieruchomą.
- Trzeba przenieść rannego do szpitala - krzyczy "Słoń." Nagle
milknie widząc wpatrzony w niego wzrok Zosi.
- Andrzej nie żyje. - Głos jej jest spokojny, tylko łzy płyną po jej
policzkach. Właściwie dopiero teraz naprawdę dociera do mnie rzeczywistość.
Andrzej zginął od jednej, jedynej, być może zabłąkanej kuli, która trafiła prosto w to gorące serce. Do dziś trwają spory z której strony nadleciała, czy wystrzelił ją niemiecki snajper, czy może któryś z przerażonych berlingowców. Ta tajemnica pozostanie niewyjaśniona i może tak powinno zostać. Śmierć "Morro" ma w sobie coś z symbolizmu upadku Polski. Andrzej ginie, stojąc między dwoma obozami, niemieckim i sowieckim, pomiędzy jedną a drugą okupacją wpatrując się z nadzieją we wschodni brzeg rzeki i bojąc się, że nic dobrego z niego nie przyjdzie. Dzień po nim zginęła sanitariuszka "Lidka", jak niektórzy twierdzą, oboje stanowili parę zakochanych, których miłość nigdy nie mogła rozkwitnąć, zabrakło na nią czasu. Po Andrzeju zostały nie tylko ordery; Virtuti Militari i dwukrotny Krzyż Walecznych, oraz awans na najmłodszego kapitana Wojska Polskiego. Pozostały także piękne a zarazem prorocze słowa testamentu:
"Ja w głębi samego siebie czuję i wiem, że powstanie było żywiołowym odruchem narodowej potrzeby przeciw terrorowi, przeciw poniewierce, przeciw śmiertelnemu wrogowi, który nas niszczył. I gdyby dziś, po tym wszystkim, co widziały na Woli i Starówce moje oczy, stanęła przede mną znów decyzja: iść do powstania czy nie, poszedłbym na nowo i wiem, że poszliby inni. Gloria victis - chwała zwyciężonym - będzie kiedyś wyryte także na warszawskich cmentarzach powstańczych, jeśli ulegniemy w tej walce."
Jego pogrzeb miał miejsce dopiero w październiku 1945 a ekshumacji dokonywali najbliżsi przyjaciele i podkomendni. Jak wspominała matka Andrzeja mieli oni wówczas powiedzieć "Nikt obcy nie tknie Andrzeja", co świadczy o wielkiej miłości do dowódcy i o tym, że po przedpowstańczym konflikcie nie pozostało śladu. Według wspomnień "Laudańskiego" (Bogdan Deczkowski) zwykła, żołnierska trumna została okryta biało-czerwoną flagą z czarnym znakiem Polski Walczącej, a na niej był położony hełm Andrzeja. Trasa konduktu wiodła w odwrotnym kierunku powstańczych walk baonu "Zośka": z Solca ruinami Czerniakowa, Starego Miasta, gruzami getta, następnie Okopową w kierunku Powązek. Na pogrzebie wśród nielicznych "zośkowców" oraz rodzin poległych był także płk. "Radosław" (Jan Mazurkiewicz). Na zdjęciu zrobionym przez "Laudańskiego" widać niosących trumnę "Wiktora" (Bogdan Celiński), legendarnego "Anodę" (Jan Rodowicz, aresztowany 24 XII 1948 przez UB, zamordowany 7 stycznia 1949 podczas śledztwa w gmachu Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego przy ul. Koszykowej) oraz idącą tuż za trumną Jadwigę Romocką - matkę "Andrzeja Morro".
Chciałoby się rzec, gdzie się podziali tacy ludzie, patrioci,
OdpowiedzUsuńrzeczywiście kochający Boga i Ojczyznę. Wszyscy oni zginęli -smutna to prawda.
"Gdzie są chłopcy z tamtych lat? Dzielne chwaty...
Gdzie są chłopcy z tamtych lat? - Czas zatarł ślad...
Gdzie są chłopcy z tamtych lat? Na żołnierski poszli szlak...
Kto wie czy było tak... Kto wie czy było tak."
https://www.youtube.com/watch?v=qArrQ80Hvq4
P.S. Dzisiaj zostali tylko "nadęci i zarozumiali bufoni",a jeden z nich dał dzisiaj
medialny popis.
" Droga do chaosu" prof. Michael Hudson - profesor ekonomii na Uniwersytecie Missouri-Kansas City
OdpowiedzUsuńTo jest wyraźny cel America First. To właśnie sprawia, że program Trumpa jest deklaracją wojny gospodarczej z resztą świata. Nie ma już obietnicy, że porządek gospodarczy sponsorowany przez dyplomację USA sprawi, że inne kraje będą prosperować. Zyski z handlu i inwestycji zagranicznych mają być wysyłane do Ameryki i tam koncentrowane.
Problem wykracza poza Trumpa. On po prostu podąża za tym, co już było ukryte w polityce USA od 1945 roku. Obraz siebie Ameryki jest taki, że jest jedyną gospodarką na świecie, która może być całkowicie samowystarczalna ekonomicznie. Produkuje własną energię, a także własną żywność i dostarcza te podstawowe potrzeby innym krajom lub ma możliwość zakręcenia kurka.
Co najważniejsze, Stany Zjednoczone są jedyną gospodarką bez ograniczeń finansowych, które ograniczają inne kraje. Dług Ameryki jest w jej własnej walucie i nie ma ograniczeń co do jej zdolności do wydawania ponad stan, zalewając świat nadwyżkami dolarów, które inne kraje akceptują jako swoje rezerwy pieniężne, jakby dolar był nadal tak dobry jak złoto. A pod tym wszystkim kryje się założenie, że niemal za pomocą przełącznika Stany Zjednoczone mogą stać się tak samo samowystarczalne przemysłowo, jak były w 1945 roku.
Kraje takie jak Meksyk naprawdę nie mają innego wyboru, jak tylko działać w pojedynkę. Kanada może ulec, pozwalając na spadek kursu walutowego i wzrost cen krajowych, ponieważ jej import jest denominowany w dolarach „twardej waluty”. Jednak wiele krajów Globalnego Południa znajduje się w tym samym kryzysie płatniczym co Meksyk. I jeśli nie mają elit klienckich, takich jak Argentyna – jej elita jest głównym posiadaczem argentyńskich obligacji dolarowych – ich przywódcy polityczni będą musieli zaprzestać spłat długów lub cierpieć z powodu krajowych oszczędności (deflacji lokalnej gospodarki) w połączeniu z inflacją cen importowych, ponieważ kursy ich walut uginają się pod presją rosnącego dolara amerykańskiego. Będą musieli zawiesić obsługę długu lub zostać wyrzuceni z urzędu.
Niewielu czołowych polityków ma taką swobodę, jaką ma Annalena Baerbock z Niemiec, aby powiedzieć, że jej Partia Zielonych nie musi słuchać tego, czego chcą niemieccy wyborcy. Oligarchie Globalnego Południa mogą polegać na wsparciu USA, ale Niemcy są z pewnością wyjątkiem, jeśli chodzi o gotowość popełnienia samobójstwa gospodarczego z powodu lojalności wobec amerykańskiej polityki zagranicznej .
Zawieszenie obsługi długu jest mniej destrukcyjne niż dalsze uleganie rządowi America First Trumpa. To, co blokuje tę politykę, jest polityczne, wraz z centrowym strachem przed rozpoczęciem poważnej zmiany polityki niezbędnej do uniknięcia polaryzacji gospodarczej i oszczędności.
Europa wydaje się bać skorzystać z opcji prostego sprawdzenia blefu Trumpa, pomimo że jest to pusta groźba, która zostałaby zablokowana przez własne interesy Ameryki wśród klasy darczyńców.
Trump oświadczył, że jeśli kraje nie zgodzą się wydawać 5% swojego PKB na broń wojskową (głównie ze Stanów Zjednoczonych) i kupować więcej amerykańskiej energii w postaci skroplonego gazu ziemnego (LNG), nałoży cła w wysokości 20% na kraje, które się temu sprzeciwią. Ale jeśli europejscy przywódcy nie będą się sprzeciwiać, euro spadnie być może o 10 lub 20 procent. Ceny krajowe wzrosną, a budżety krajowe będą musiały ograniczyć programy wydatków socjalnych, takie jak wsparcie dla rodzin w celu zakupu droższego gazu lub energii elektrycznej do ogrzewania i zasilania domów.
https://michael-hudson.com/2025/01/the-road-to-chaos-a-global-balance-of-payments-war/
PODCHODŹ DO PROBLEMÓW z dystansem.
OdpowiedzUsuńKiedy twój umysł kieruje się w stronę jakiegoś problemu, masz tendencję do tak intensywnego skupiania się na tej sytuacji, że tracisz Mnie z oczu.
Stawiasz czoła trudnościom, jakbyś musiał natychmiast je pokonać. Twój umysł przygotowuje się do walki, a twoje ciało staje się napięte i niespokojne.
Jeśli nie osiągniesz całkowitego zwycięstwa, czujesz się pokonany.
Jest lepszy sposób -
Kiedy problem zaczyna przesłaniać twoje myśli, przedstaw tę sprawę Mnie. Porozmawiaj ze Mną o tym i spójrz na problem w Świetle Mojej Obecności.
To tworzy bardzo potrzebną przestrzeń między tobą, a twoim zmartwieniem, umożliwiając ci spojrzenie z Mojej perspektywy. Będziesz zaskoczony wynikami.
Czasami możesz nawet śmiać się z siebie, że jesteś tak poważny w stosunku do czegoś, tak
nieistotnego. Zawsze będziesz mieć kłopoty w tym życiu.
Ale co ważniejsze, zawsze będziesz miał Mnie przy sobie, pomagającego ci poradzić sobie z tym, co cię spotyka.
Podchodź do problemów z dystansem, patrząc na nie w Moim, odsłaniającym Świetle.
"Szczęśliwy lud, co umie się radować:
chodzi, o Panie, w świetle Twego oblicza."
PSALM 89 : 16
„ To wam powiedziałem, abyście pokój we Mnie mieli. Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat».
JAN 16 : 33
"Jesus calling" Sarah Young
Samowola , Grzech Saula - Św. kardynał John Henry Newman
OdpowiedzUsuńW kazaniu „Willfulness, the Sin of Saul” św. John Henry Newman pomaga nam zrozumieć różnicę i zobaczyć, jak nawet jako chrześcijanie popadamy w te same błędne przekonania, co epoka, w której żyjemy.
Można powiedzieć, że dzisiejsi bohaterowie i wielu biblijnych bohaterów nie bali się być przeciwko powszechnej wrażliwości. Jednak indywidualna cecha może być albo cnotą, albo wadą, w zależności od tego, czemu lub komu się sprzeciwia i od ducha, który popycha daną osobę. W przypadku Saula była to wada, a konkretnie samowola. Newman mówi, że „jego pokusa i upadek polegały na pewnej przewrotności umysłu, opartej na niejasnych uczuciach własnej ważności… przewrotności, która objawia się niechęcią do całkowitego zrzeczenia się własnej niezależności działania, w przypadkach, gdy zależność jest obowiązkiem… chociaż boi się całkowicie przeciwstawić głosowi Boga”.
Wściekły i otwarty ateista wydaje się być najdalszy od odkupienia, ale często jest bliżej nawrócenia niż cicha, samowolna dusza. Rozważ przypowieść o dwóch synach, których ojciec prosi, aby pracowali w winnicy. Pierwszy mówi nie, ale później zmienia zdanie. Drugi mówi tak, ale nigdy nie poszedł do winnicy. Jezus pyta, który syn wypełnił wolę ojca, a tłum odpowiada: „pierwszy”. Ta przypowieść dotyczy samouwielbienia faryzeuszy, którzy odrzucają Jezusa , gdyż wielu grzeszników gromadziło się wokół niego. Faryzeusz przychodzi do Jezusa o wiele trudniej niż celnik, ponieważ przeszkodą jest jego pycha.
Samowola jest bardziej związana z pychą niż z przeciwstawianiem się autorytetowi. Kiedy Saul postanowił oszczędzić Amalekitów, których Bóg nakazał mu wymordować, Pismo Święte wydaje się sugerować, że Saul uważał, że wie lepiej niż Bóg, ponieważ „oszczędził Agaga i najlepsze owce, woły, tuczne zwierzęta i jagnięta oraz wszystko, co dobre, i nie chciał ich całkowicie zniszczyć; wszystko, co wzgardzone i bezwartościowe, całkowicie zniszczyli” (1 Sam. 15:9). Kiedy wita Samuela, Saul nie twierdzi, że się zbuntował, ale że wypełnił przykazanie Pana. Newman wskazuje, że „przewrotna wola łatwo zbiera system pojęć, aby usprawiedliwić się w swojej przewrotności. Prawdziwy stan rzeczy był taki, że wolał swoją własną drogę od tej, którą Bóg ustalił”. Saul faktycznie przekonał samego siebie, że był posłuszny Bogu, tak głęboko w jego sercu zakorzeniła się samowola.
Wszędzie w naszej kulturze jesteśmy zachęcani do bycia sobą, do przeciwstawiania się systemowi, do wyrażania naszej unikalnej indywidualności, do rozbijania szklanego sufitu, do wyróżniania się i bycia na świeczniku. Gdy jesteśmy posłuszni Bogu, też z pewnością zrobimy niektóre z tych rzeczy, możemy nawet obrazić niektórych ludzi. Ale nie ma cnoty w takim postępowaniu ;indywidualnym wyrażaniu siebie ani w obrażaniu innych, tylko w posłuszeństwie Bogu.
W błogosławieństwach Jezus mówi swoim słuchaczom, że będą błogosławieni, jeśli będą prześladowani „ z Mojego powodu”. I to jest sedno sprawy: czy nasza wola prowadzi nas do posłuszeństwa Bogu? W tym świetle wszystko staje się jaśniejsze.
Kiedy idziemy za Nim, zaczynamy doświadczać:
- wolności, która wynika z posłuszeństwa,
-zaszczytu, który przychodzi, gdy pokornie poddajemy się jako dzieci Ojca,
- heroizmu, który przychodzi pośród zapomnienia o sobie.
Aby uzyskać zachętę, możemy zwrócić się do naszego Zbawiciela, który doskonale to dla nas uosabia w swojej modlitwie: „Nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie”.
P.S. To kazanie doskonale tłumaczy "samowolę" na niektórych quasi katolickich forach, gdzie prowadzący niczym biblijny Saul , swoje polityczne zaangażowanie i poglądy przedkładają nad prawdę i wiarę, a w stosunku do osób o innych poglądach - stosują ostracyzm. Myślący inaczej są w prymitywny sposób hejtowani. Zamiast miłości bliźniego stykasz się z pogardą i złośliwością. Myślałeś, ze to będzie wspólnota, a masz wrażenie, że trafiłeś do grupy heretyków ?
https://www.cardinaljohnhenrynewman.com/wilfulness-the-sin-of-saul/
"Ewangeliczna świętość dopełnieniem naturalnej cnoty'' - kazanie św. kard. J.H. Newman
OdpowiedzUsuńNazwa „chrześcijanin” oznacza „mały Chrystus”. To właśnie Bóg chce, abyśmy byli. Ale w miarę upływu czasu możemy zapomnieć, że „CHOĆ chrześcijaństwo objawia przebaczenie grzechu i obietnicę życia wiecznego przez pośrednictwo Chrystusa, to również wskazuje środki do obecnej poprawy naszej natury moralnej”. Bóg ma dla nas coś więcej na myśli, niż tylko pomoc w unikaniu grzechu, zmianie złych nawyków i uratowaniu nas od piekła. Św. Jan Henry Newman w swojej homilii „Ewangeliczna świętość dopełnieniem naturalnej cnoty” pomaga nam zrozumieć, jak stajemy się chrześcijanami i zachęca nas do pójścia całą drogą.
Droga do świętości jest trudna i wielu jest kuszonych, aby zatrzymać się przed celem. Newman mówi, że niektórzy „wyraźnie dostrzegając, że chrześcijańska moralność i pobożność są czymś niezwykle doskonałym i boskim, starali się ucieleśnić je w ścisłym zewnętrznym oddzieleniu od świata, ceremonialnym kulcie, surowych zasadach i stałym dostosowywaniu roszczeń obowiązku we wszystkich różnych szczegółach codziennego postępowania…” Ale pomimo ich zewnętrznej pobożności, brakuje im życia Ducha Świętego, Osoby Bóstwa, która przynosi prawdziwą wewnętrzną i zewnętrzną przemianę.
Inni szybko zadowalają się pozornymi społecznymi wkładami chrześcijaństwa: bardziej cywilizowanym społeczeństwem, bardziej etycznym systemem rządów, większym pokojem. Nemwan wskazuje, że nie są one bezpośrednio chrześcijańskie. W rzeczywistości „prawdziwe światło świata obraża więcej ludzi, niż przyciąga; a jego boskie pochodzenie jest widoczne nie w jego wyraźnych efektach na masę ludzkości, ale w jego zaskakującej mocy podnoszenia charakteru moralnego tam, gdzie jest przyjmowane w duchu i prawdzie”.
Jaki jest fundament charakteru moralnego, który podnosi chrześcijaństwo? Cnoty kardynalne — roztropność, sprawiedliwość, umiarkowanie i męstwo. Są dobre, ale to ludzkie cnoty. Nie są one wyraźnie chrześcijańskie; niewierzący mogą je też nabyć. Ale tak jak „łaska nie niszczy natury, ale ją doskonali…”, jak mówi św. Tomasz, tak Ewangelia przemienia nasz charakter moralny, nie niszcząc cnót kardynalnych, ale podnosząc je do poziomu nadprzyrodzonego.
Newman trafia w sedno: „Różnica zatem między niezwykłym chrześcijańskim „duchem” a ludzką wiarą i cnotą, rozpatrywanymi niezależnie od chrześcijaństwa, jest po prostu taka: — że podczas gdy oba są takie same w naturze, pierwszy jest nieporównywalnie wyższy od drugiego, głębiej zakorzeniony w umyśle, w którym zamieszkuje, bardziej spójny, bardziej energiczny, o intensywniejszej czystości, o bardziej suwerennym autorytecie, z większą obietnicą zwycięstwa…” Pismo Święte jasno ukazuje różnicę, gdy napomina nas, byśmy kochali tych, którzy nas nie kochają i nie mogą nam się odwdzięczyć, byśmy mieli inny rodzaj cierpliwości i głębszy pokój niż daje świat. Jesteśmy zobowiązani „nie przeciwstawiać się złu, lecz nadstawiać policzek temu, kto bije; przebaczać z serca naszemu bratu, choćby zgrzeszył przeciwko nam siedemdziesiąt siedem razy; kochać i błogosławić naszych wrogów; kochać bez obłudy; uważać innych za lepszych od siebie; nosić ciężary innych; zniżać się do ludzi niskiego stanu…” i tak dalej.
https://www.cardinaljohnhenrynewman.com/evangelical-sanctity-the-completion-of-natural-virtue/
"Ewangeliczna świętość dopełnieniem naturalnej cnoty'' II - kazanie św. kard. J.H. Newman
OdpowiedzUsuńCo powstrzymuje nas przed zajściem tak daleko, by zadowolić się ludzką cnotą? Psycholog i autor M. Scott Peck w swojej popularnej książce poradnikowej "The Road Less Traveled" opisał to w następujący sposób: „Większość ludzi ma rację, gdy mówi, że nie chce osiągnąć tak wzniosłego celu lub tak ciężko pracować w życiu. Większość pacjentów… zakończy terapię w pewnym momencie, dalekim od całkowitego wykorzystania swojego potencjału… Są zadowoleni z bycia zwykłymi mężczyznami i kobietami i nie dążą do tego, by być Bogiem”. Peck nie był chrześcijaninem, gdy to pisał (choć później nim został), ale jego obserwacja jest wnikliwa. Zostaliśmy powołani, by być jak Bóg (a nie być Nim), a ten proces jest zniechęcający. Jezus powiedział, że jeśli człowiek nie wyrzeknie się siebie, nie weźmie swojego krzyża i nie pójdzie za naszym Panem, to nie będzie miał nic wspólnego z Jezusem. Twierdził również, że jeśli prawość człowieka nie przekroczy jedynie zewnętrznej pobożności (jak faryzeusze), to człowiek ten nie ucieknie od piekła. Droga jest trudna, bolesna i pełna poświęceń.
Ale czego Peck nie rozumiał, a czego my często nie potrafimy pojąć, to że świętość nie jest przede wszystkim ludzkim wysiłkiem, nawet jeśli musimy odpowiadać na łaski Boga. Bóg wezwał nas, abyśmy stali się jak Chrystus, abyśmy budowali na ludzkiej cnocie; jak więc mógłby oczekiwać, że osiągniemy to o własnych siłach? Chrześcijański pisarz C.S. Lewis porównał proces uświęcenia do budowania domu przez Boga: „Wyjaśnienie jest takie, że On buduje zupełnie inny dom niż ten, o którym myślałeś — tutaj dorzuca nowe skrzydło, tam dodaje piętro, buduje wieże, tworzy dziedzińce. Myślałeś, że zostaniesz przerobiony na przyzwoity mały domek: ale On buduje pałac. Zamierza przyjść i sam w nim zamieszkać”. W naszych sercach wiemy, że nie możemy zadowolić się niczym gorszym. Módlmy się o łaskę do walki i pokój, aby zaufać przemieniającemu dziełu Boga.
https://www.cardinaljohnhenrynewman.com/evangelical-sanctity-the-completion-of-natural-virtue/
OdpowiedzUsuńKOCHAM CIĘ wieczną Miłością, która wypływa z głębin wieczności. Zanim się urodziłeś, znałem cię. Rozważ niesamowitą tajemnicę Miłości, która obejmuje czas od twoich narodzin aż do życia po śmierci.
Współczesny człowiek stracił perspektywę wieczności. Aby odwrócić uwagę od rozwartych paszcz śmierci, oddaje się nieustannej aktywności i rozrywce.
Praktyka pozostawania w bezruchu w Mojej Obecności jest niemal zaginioną sztuką, jednak to właśnie ta cisza pozwala ci doświadczyć Mojej wiecznej Miłości.
Aby przetrwać burze życia, potrzebujesz nabycia pewności w Mojej Obecności i Miłości.
W czasach ciężkich prób, nawet najlepsza teologia może cię zawieść, jeśli nie towarzyszy jej doświadczalna wiedza o Mnie.
Ostateczną ochroną przed zatonięciem podczas burz życia jest poświęcenie czasu na rozwijanie twojej przyjaźni ze Mną.
"Nie wyczerpała się litość Pana,
miłość nie zgasła.
Odnawia się ona co rano:
ogromna Twa wierność.
«Działem mym Pan» - mówi moja dusza,
dlatego czekam na Niego.
Dobry jest Pan dla ufnych,
dla duszy, która Go szuka.
Dobrze jest czekać w milczeniu
ratunku od Pana." Lamentacje 3, 22-26
"Jesus calling" Sarah Young
UCZYŃ MNIE PUNKTEM CENTRALNYM
OdpowiedzUsuńtwoich poszukiwań bezpieczeństwa. W swoich prywatnych myślach nadal próbujesz uporządkować swój świat tak, aby był przewidywalny i bezpieczny. To nie tylko niemożliwy cel, ale także jest to kontrproduktywne dla rozwoju duchowego. Kiedy twój prywatny świat wydaje się niestabilny i trzymasz Moją dłoń, aby uzyskać wsparcie, żyjesz w świadomej zależności ode Mnie. Zamiast tęsknić za życiem bez problemów, raduj się, że problemy mogą uwydatnić twoją świadomość Mojej Obecności. W ciemnościach przeciwności jesteś w stanie wyraźniej zobaczyć blask Mojej Twarzy. Akceptuj wartość problemów w tym życiu, uważając je za czystą radość.
Pamiętaj, że masz prze sobą wieczność - życie bez problemów, czekające na ciebie w niebie!
„ Nie lękaj się, bo Ja jestem z tobą;
nie trwóż się, bom Ja twoim Bogiem.
Umacniam cię, jeszcze i wspomagam,
podtrzymuję cię moją prawicą sprawiedliwą.”- IZAJASZ 41 : 10
"Tam również Twa ręka będzie mnie wiodła
i podtrzyma mię Twoja prawica " -PSALM 139 : 10
" Za pełną radość poczytujcie to sobie, bracia moi, ilekroć spadają na was różne doświadczenia" - List JAKUBA 1 : 2
"Jesus calling" Sarah Young
Czy Trump próbuje równocześnie mieć ciastko i zjeść ciastko ?
OdpowiedzUsuńPoniżej fragment z filmu Bena Nortona o sprzecznościach w założeniach polityki ekonomicznej Trumpa - polityka nakładania ceł prowadzi do osłabienia pozycji dolara jako waluty rezerwowej ?
BEN NORTON: Donald Trump grozi nałożeniem ceł na kraje na całym świecie, w tym na trzech głównych partnerów handlowych Stanów Zjednoczonych: Kanadę, Meksyk i Chiny.
DONALD TRUMP: Słowo „cło” jest najpiękniejszym słowem w słowniku — piękniejszym niż „miłość”, piękniejszym niż „szacunek”. Nie, mniej pięknym niż „religia”, nie. Jasne? Nie chcę wdawać się w tę dyskusję. Ale słowo „cło” jest najpiękniejszym słowem w słowniku, pamiętaj o tym. To uczyni nasz kraj bogatym.
BEN NORTON: Trump mówi, że robi to, ponieważ chce zmniejszyć deficyt handlowy USA z resztą świata. Jednak w polityce gospodarczej Donalda Trumpa istnieje poważna sprzeczność, ponieważ chce on również utrzymać dolara amerykańskiego jako globalną walutę rezerwową. A Trump groził innym krajom, zwłaszcza krajom BRICS, które próbują dedolaryzacji. Trump powiedział, że jeśli kraje przestaną stosować dolary, nałoży na nie 100% cła.
DONALD TRUMP: Utrzymamy dolara amerykańskiego jako światową walutę rezerwową. Obecnie jest on pod dużym oblężeniem. Wiele krajów odchodzi od dolara.....
Nie odejdą od dolara razem ze mną. Powiem: „Odchodzisz od dolara, nie robisz interesów ze Stanami Zjednoczonymi, ponieważ nałożymy 100% cła na twoje towary”......
Jestem tradycjonalistą. Lubię trzymać się dolara. Niech dolar będzie wyborem. Nienawidzę, gdy kraje odchodzą od dolara. Nie pozwoliłbym krajom odejść od dolara.
BEN NORTON: Więc Trump próbuje mieć ciastko i zjeść ciastko, ponieważ jest to sprzeczna polityka. Trump chce zmniejszyć deficyt handlowy USA, ale chce również utrzymać dolara amerykańskiego jako globalną walutę rezerwową. Problem polega na tym, że jeśli Trump chce, aby inne kraje nadal używały dolara amerykańskiego w handlu międzynarodowym i finansach, USA muszą mieć deficyt handlowy, aby inne kraje mogły uzyskać dostęp do tych dolarów. Jeśli Trump chce użyć taryf, aby zmniejszyć deficyt handlowy USA, oznacza to, że inne kraje nie będą w stanie uzyskać dolarów, których potrzebują, aby używać dolara w handlu międzynarodowym i finansach.
Tak więc te bardzo sprzeczne polityki, które Trump próbuje utrzymać, mogą mieć poważne reperkusje dla światowej gospodarki. I dzisiaj miałem przyjemność rozmawiać z nagradzanym ekonomistą Michaelem Hudsonem, który ostrzegł, że jeśli Trump nałoży wysokie taryfy na kraje takie jak na przykład Kanada i Meksyk, ich waluty znacznie spadną w stosunku do dolara amerykańskiego, co oznacza, że nie będą w stanie spłacić długu, który te kraje denominowały w dolarach amerykańskich. Może to spowodować globalny kryzys zadłużenia, ponieważ kraje na całym świecie nie będą w stanie uzyskać dolarów, których potrzebują, aby spłacić swoje długi.
https://www.youtube.com/watch?v=FFyWatftnIM
Czy naprawdę wierzysz w Bożą Opatrzność ?
OdpowiedzUsuńPierwsza Księga Królewska, rozdział 17, zawiera historię proroka Eliasza i wdowy z Sarepty. Jak zauważa polski jezuita Stanisław Biel w swoim studium o Eliaszu, ten fragment stanowi wyzwanie dla wiary w Bożą opatrzność i dobroć, zarówno dla wdowy, jak i dla Eliasza.
Cały region — Izrael i sąsiednie terytoria — cierpi z powodu głodu spowodowanego wieloletnią suszą. Susza ta przypisywana jest niewierności Izraela: Bóg zamknął niebiosa, ponieważ Izrael przyznał się do czczenia pogańskich bogów pod rządami obcej królowej - Jezabel.
Kiedy wdowa mówi, że ona i jej syn nie mają praktycznie żadnej mąki ani oliwy, i po zjedzeniu ostatniego skromnego posiłku umrą, nie chodzi tylko o trudności wynikające z ich indywidualnych okoliczności. Wszyscy cierpią z powodu suszy.
Bóg wysyła Eliasza do „wdowy w Sarepcie”. W świecie biblijnym „wdowy i sieroty” są najbardziej bezbronnymi ludźmi, najbiedniejszymi z biednych. Bóg oczekuje, że Eliasz będzie polegał na kobiecie, której przyszła siostra będzie miała tylko „grosz wdowi”, który wrzuci do skarbca świątyni. Jeśli chodzi o planowanie bezpieczeństwa, Ojciec nie wydaje się być najlepszym powiernikiem. Wdowa pochodzi z Sarepty. Sarepta nie leży w Izraelu, ale w sąsiedniej Fenicji, dzisiejszym Libanie, regionie Tyru i Sydonu. Oznacza to, że nie jest Żydówką, nie należy do Narodu Wybranego. Bóg wysyła proroka Izraela do poganki, aby uzyskać wsparcie.
Jak zauważył Biel, Bóg zaczął już wcześniej zmiękczać Eliasza. Zanim Bóg wysłał go do wdowy z Sarepty, karmił Eliasza na pustyni za pośrednictwem kruków. Kruki przynosiły Eliaszowi jedzenie. W Biblii (Kpł 11:15) kruki są nieczystymi ptakami. Eliasz musiał więc zaakceptować, że dla jego przetrwania, Bóg użył nieczystych ptaków.
Eliasz opuszcza Izrael z wiarą, że pogańska kobieta z najbiedniejszej klasy społecznej będzie jego wsparciem. A gdy w końcu dociera do bram Sarepty, gdzie ją spotyka, ona jest u kresu sił, zbiera patyki, aby ugotować ostatni kęs dla siebie i dziecka, przyznając, że jej podstawowe zapasy żywności — mąka i oliwa — są praktycznie wyczerpane.
Współczesny czytelnik mógłby pomyśleć, że Eliasz jest zarozumiały, gdy dowiedziawszy się o tak trudnej sytuacji wdowy, mówi mimo wszystko: „Najpierw zrób mały placek dla mnie i przynieś mi go, a potem przygotuj coś dla siebie i swojego syna” (1 Królów 17:13). Najpierw nakarm mnie — swojego niezapowiedzianego gościa — a potem siebie i swoje dziecko.
Eliasz nie jest głupcem. Brzmienie tych słów mogło być dla niego równie trudne, jak dla wdowy. Oboje są powołani do wiary, że Bóg ich nie zawiedzie, że ich ochroni. Oboje są wyzwani do zrezygnowania z kontroli i samodzielności obliczonej według czysto ludzkich rozważań.
Prorok już pokładał wiarę w Bogu i czyni to ponownie. Kobieta pokłada wiarę w tym obcym człowieku i jego Bogu z innej krainy i udziela tradycyjnej gościnności jej ludu wobec obcego, nawet kosztem własnego bezpieczeństwa życia.
A Bóg czyni wielkie rzeczy dla ludzi z wiarą.
Jak to możliwe, że „ dzban mąki nie opustoszył ani dzban oliwy nie opróżnił się”?” Ale podobnie jak Księga Rodzaju, Biblia jest księgą wiary: jej zadaniem jest potwierdzenie, że Bóg stworzył świat, że nakarmił swój lud manną na pustyni i że dzban nie opróżnił się...a nie w jaki sposób Bóg stworzył wszechświat, hodował przepiórki, aby wyżywić Izrael, ani jak dostarczał oliwy do niekończącego się dzbana. Podobnie jak Eliasz i wdowa, dzisiejszy współczesny empiryk również stoi przed wyzwaniem, aby zaufać zapewnieniom Boga.
Pod wieloma względami współczesny człowiek unika Opatrzności. Joseph Ratzinger wykorzystał tę skłonność w swoim Divine Project, argumentując, że niektórzy katolicy mają bardzo wyizolowane, niemal schizofreniczne podejście do teologii stworzenia: Bóg wszystko stworzył, ale jako nieangażujący się Stwórca. Musimy w końcu przezwyciężyć tę sztywną dychotomię (podział na dwie części, wzajemnie się wykluczające).
https://www.catholic.com/magazine/online-edition/do-you-believe-in-providence
Kłamstwo, którego Jezus nie może wybaczyć.
OdpowiedzUsuńNie ma nic tak niebezpiecznego psychologicznie i moralnie jak kłamstwo, jak zaprzeczanie prawdzie. Jezus ostrzega nas, że możemy popełnić grzech niewybaczalny, który (według jego słów) jest bluźnierstwem przeciwko Duchowi Świętemu.
Czym jest ten grzech? Dlaczego jest niewybaczalny? Jak jest powiązany z mówieniem nieprawdy?
Rozważmy kontekst, w którym Jezus daje nam to ostrzeżenie. Właśnie wypędził demona, a niektórzy ludzie, którzy byli świadkami tego wydarzenia, wierzyli zgodnie z doktryną, że tylko ktoś, kto przyszedł od Boga, może wypędzić demona. Ale nienawidzili i nie uznawali Jezusa, więc będąc świadkami wydarzenia, jak Jezus wypędza demona, zderzyli się z niewygodną prawdą, tak dla nich niewygodną, że postanowili zaprzeczyć rzeczywistości, którą widzieli na własne oczy. I tak, wbrew wszystkiemu, co jest prawdą, potwierdzili przewrotnie, że Jezus wypędził demona, ale uczynił to przez Belzebuba, księcia demonów. Przecież doskonale wiedzieli, że zaprzeczają prawdzie.
Pierwszą reakcją Jezusa było pokazanie im ich kłamstwa. Następnie Jezus odwołuje się do logiki, argumentując, że jeśli Belzebub, książę demonów, wypędza demony, to dom Szatana jest podzielony sam ze sobą sprzeczny i ostatecznie upadnie. Jednak oni dalej trwają w swoim kłamstwie. To właśnie wtedy, w tym konkretnym kontekście, Jezus wypowiada swoje ostrzeżenie o niebezpieczeństwie popełnienia grzechu, który nie może zostać wybaczony, ponieważ bluźnią przeciwko Duchowi Świętemu.
Co w istocie jest w tym ostrzeżeniu?
Ludzie, do których zwracał się Jezus, zaprzeczali rzeczywistości, którą właśnie widzieli na własne oczy, dla nich było zbyt trudne, aby zaakceptować prawdę. Tak więc zaprzeczali prawdzie, w pełni świadomi, że kłamią.
Cóż, pierwsze kłamstwo, które mówimy, nie jest tak niebezpieczne, ponieważ nadal wiemy, że kłamiemy. Niebezpieczeństwo polega na tym, że jeśli będziemy trwać w tym kłamstwie i nadal zaprzeczać (i kłamać), możemy dojść do punktu, w którym uwierzymy sami w to kłamstwo,zobaczymy je jako prawdę, a prawdę jako fałsz. Przewrotność jest wtedy postrzegana jako cnota, a grzech staje się niewybaczalny, nie dlatego, że przebaczenie jest powstrzymywane, ale dlatego, że sami nie wierzymy już, że potrzebujemy przebaczenia w związku z tym kłamstwem, ani w rzeczywistości go już nie chcemy.
Za każdym razem, gdy kłamiemy lub w jakikolwiek sposób zaprzeczamy prawdzie, zaczynamy wypaczać nasze sumienie, a jeśli będziemy trwać w tym, ostatecznie (i nie jest to zbyt mocne określenie) wypaczymy naszą duszę, tak że dla nas fałsz będzie wyglądał jak prawda, ciemność jak światło, a piekło jak niebo.
W piekle nie ma nikogo, kto by żałował i życzył sobie, aby mieć kolejną szansę na życie i śmierć w łasce. Jeśli jest ktoś w piekle, to ta osoba, bez względu na jej prywatną nędzę, czuje się zadowolona i patrzy z pewną pogardą na naiwność tych, którzy są w niebie.
https://angelusnews.com/voices/sin-lying-unforgivable/
Kłamstwo, którego Jezus nie może wybaczyć. .... ciąg dalszy
OdpowiedzUsuńI w jaki sposób jest to „bluźnierstwo przeciwko Duchowi Świętemu”?
W swoim liście do Galatów św. Paweł przedstawia dwa podstawowe sposoby, w jakie możemy żyć. Możemy żyć poza duchem Bożym. Robimy to, kiedykolwiek żyjemy w niewierności, bałwochwalstwie, nienawiści, frakcjonizmie i nieuczciwości. A kłamstwo jest tym, co nas tam prowadzi. Odwrotnie, żyjemy w duchu Bożym, w Duchu Świętym, gdy żyjemy w miłości, radości, pokoju, cierpliwości, dobroci, długotrwałości, wierności, łagodności i czystości. I żyjemy w nich, kiedykolwiek jesteśmy uczciwi. Tak więc, kiedykolwiek kłamiemy, kiedykolwiek zaprzeczamy rzeczywistości, kiedykolwiek zaprzeczamy prawdzie, wychodzimy (w efekcie i w rzeczywistości) poza ducha Boga, bluźniąc temu duchowi, pogardzając nim.
Szatan jest księciem kłamstw. Dlatego największym niebezpieczeństwem w naszym świecie jest ilość kłamstw, dezinformacji, błędnej informacji i całkowitego zaprzeczenia rzeczywistości, które są obecne prawie wszędzie dzisiaj — kiedykolwiek, jak się wydaje, nie znajdujemy prawdy według naszego gustu. Nie ma nic bardziej destrukcyjnego i niebezpiecznego dla zdrowia naszych dusz, możliwości tworzenia społeczności między sobą, przyszłości naszej planety i naszego własnego zdrowia psychicznego, niż całkowite zaprzeczenie prawdzie czegoś, co się wydarzyło.
Kiedy zaprzecza się rzeczywistości; kiedy fakt historyczny jest przepisywany, aby wymazać bolesną prawdę; kiedy powiedziano ci, że coś, czego byłeś świadkiem na własne oczy, nie wydarzyło się; kiedy ktoś powiedział, że holokaust nie miał miejsca; kiedy ktoś powiedział, że w tym kraju nigdy nie było niewolnictwa; albo kiedy ktoś powiedział, że żadne dziecko nie zginęło w Sandy Hook, to nie tylko hańbi miliony ludzi, ale igra ze zdrowiem psychicznym całej kultury.
Kiedy coś się wydarzyło i jest następnie zaprzeczane, to nie tylko jest to kpina z prawdy, ale i niszczenie naszego zdrowia psychicznego, a szczególnie zdrowia psychicznego samego kłamcy.
https://angelusnews.com/voices/sin-lying-unforgivable/
Życie z depresją. Jak znaleźć Boga w ciemności ? part I
OdpowiedzUsuńNiełatwo jest ubrać w słowa moją walkę z depresją. To problem, który trwał przez większość mojego życia, objawiając się w dzieciństwie, ale w pełni ujawniając się w okresie dorastania. Jednak, mimo to, że ta ciemność groziła, że mnie przytłoczy, stała się również miejscem, w którym poznałem Boga najbardziej intymnie. Pod wieloma względami nauczyłem się przyjmować „ciemne noce” jako przestrzeń, w której obecność Boga objawia się w sposób, który jest niemożliwy w świetle.
Jako nastolatek nie wiedziałem, jak poradzić sobie z głęboką pustką, którą czułem w środku. W pewnym momencie moja depresja stała się tak poważna, że postanowiłem odebrać sobie życie. Połknąłem niebezpieczną liczbę tabletek na receptę i czekałem na śmierć.
W trakcie przedawkowania, gdy czułem, że moje serce eksploduje, zawołałem do Boga:
„Proszę, nie pozwól mi umrzeć”. I usłyszałem coś — jestem przekonany, że to był Bóg — mówiącego: „Kenn, nie pozwolę ci umrzeć. Co by się stało z twoją matką?”. W tym momencie poczułem coś, co można opisać tylko jako piekło — smak absolutnego oddzielenia od Boga. Potem wszystko stało się białe. Przeżyłem tę noc, ale ból, który nosiłem w sobie, nie zniknął. Ale coś się zmieniło po tej nocy. Nawet w najgorszych momentach zacząłem wierzyć, że moje cierpienie ma jakiś cel. Ta noc stała się jednym z wielu punktów zwrotnych w moim życiu, nie dlatego, że wszystko się poprawiło, ale dlatego, że zacząłem dostrzegać światło świecące przez pęknięcia mojego złamania.
Inny taki moment nadszedł w czasie moich lat studenckich, w czasie, gdy byłem złapany w uścisk depresji i narkotyków i pogrążałem się coraz bardziej w pustce. Właśnie wróciłem do domu po nocy spędzonej na narkotykach, sztuczny haj zanikał w otępiającej ciemności, która nastąpiła później. Moje ciało było wyczerpane, mój umysł galopował, a moja dusza czuła się pusta. Aby otrząsnąć się z odrętwienia, napełniłem umywalkę w łazience zimną wodą i ochlapałem nią twarz. To nie pomogło. Spojrzałem w górę, spotykając własne oczy w lustrze po raz pierwszy od wieków. I w tej chwili zobaczyłem siebie — naprawdę zobaczyłem siebie — i ogarnął mnie szok i wstyd. Moje odbicie patrzyło na mnie, wydrążone i nie do poznania. Wtedy poczułem to samo uczucie oddzielenia, które czułem podczas próby samobójczej, gdy byłem nastolatkiem. Upadłem na podłogę, a moje serce waliło pod ciężarem tego, kim się stałem.
Potem nastąpiło objawienie — nie z mojego umysłu, ale z jakiegoś miejsca poza mną. Czysty, nieomylny głos przebił się przez chaos: „Kontynuuj tę ścieżkę, Kenn, a umrzesz w ciągu roku. albo lepiej wstań z tego miejsca i staraj się stać na nowo człowiekiem, którym wiesz, że możesz być”. Te słowa odbiły się echem we mnie jak fala uderzeniowa. Nie były potępiające, ale stanowiły wyzwanie, wypełnione zarówno prawdą, jak i nadzieją. Po raz pierwszy od dawna uwierzyłem, że zmiana jest możliwa. Wiedziałem, że jestem na rozdrożu. Mogę pozwolić ciemności całkowicie mnie pochłonąć, albo mogę zrobić ten pierwszy drżący krok w stronę światła, w stronę stania się człowiekiem, którym zostałem stworzony.
Na początku czułem się dziwnie i nieswojo. Nie czułem się godny prosić Boga o cokolwiek, a co dopiero zobaczyć siebie Jego oczami. Ale wytrwałem. Noc po nocy patrzyłem w swoje własne oczy — te okna mojej duszy — i modliłem się tą samą modlitwą. „Panie, pozwól mi zobaczyć siebie tak, jak Ty mnie widzisz”.
https://catholicstand.com/living-with-depression-finding-god-in-the-darkness/
Życie z depresją. Jak znaleźć Boga w ciemności ? part II
OdpowiedzUsuńTej nocy nie miałem wszystkich odpowiedzi, ale wiedziałem, że dostałem wybór. Ta chwila przed lustrem nie polegała tylko na zobaczeniu swojego odbicia — chodziło o zobaczenie mojej duszy, obnażonej przed Bogiem. To była chwila łaski, boski szept w głębi mojej rozpaczy. I to był początek mojej długiej podróży do domu. Kilka miesięcy po tym, jak zacząłem chodzić do kościoła, zacząłem słyszeć coś, czego nie mogłem w pełni pojąć: „Bóg cię kocha”. Ludzie mówili to w kazaniach, modlitwach i swobodnych rozmowach. Ale jak to mogło być prawdą? W końcu spędziłem tak wiele czasu uciekając od Niego, odrzucając Jego obecność i pogrążając się w samozniszczeniu. Jednak bez względu na to, jak bardzo w to wątpiłem, jedna prawda pozostała: Bóg nie pozwolił mi umrzeć.
Może — tylko On — tak naprawdę mnie kochał.
Około sześć miesięcy później coś się zmieniło. Trudno opisać słowami, co się wydarzyło, ale przez krótką chwilę, która wydawała się trwać wieczność, zrozumiałem. Nie było to zrozumienie, które pochodziło z mojego umysłu, ale z mojej duszy. Poczułem miłość Boga do mnie — czystą, przytłaczającą, bezwarunkową miłość. Nie opierała się na niczym, co zrobiłem lub mogłem zrobić; po prostu była. W tym momencie nie postrzegałem siebie jako osoby złamanej lub niegodnej, ale jako kochanej.
Ta chwila zmieniła wszystko. Nie chodziło o to, że moja depresja zniknęła lub że wszystkie moje zmagania magicznie się rozwiązały, ale od tego momentu wiedziałem, że miłość Boga jest prawdziwa i jest skierowana do mnie. Ta prawda jest fundamentem mojego życia od tamtej pory. Od tamtej pory każdego dnia staram się czcić tę miłość — nie idealnie, nie bez potknięć, ale z pewnością, że jestem trzymany w ramionach Boga, który widzi mnie takiego, jakim naprawdę jestem i mimo wszystko mnie kocha.
Moja depresja, jak zdałem sobie sprawę, nie jest czymś, co można w pełni „wyleczyć” w tym życiu. Nie jest czymś, co po prostu pewnego dnia obudzę się i odkryję, że zniknęło. Ale dowiedziałem się również, że depresja może zostać odkupiona przez Boga. To jest ciężar, ale także narzędzie, którego Bóg używa, aby przyciągnąć mnie bliżej siebie. Część mojej depresji jest wynikiem moich własnych wyborów i działań, a część jest po prostu konsekwencją życia w upadłym świecie. Tak czy inaczej, to nauczyło mnie polegać na miłości Chrystusa w sposób, którego nigdy nie mogłem sobie wcześniej wyobrazić.
To prowadzi mnie do jednego z najgłębszych i najbardziej znaczących aspektów mojej wiary: ciemności miłości Boga. Kiedy mówię o ciemności, nie mam na myśli zła, ale tajemnicy miłości Boga. Hans Urs von Balthasar mówi o „olśniewającej ciemności trój-jedynej miłości Boga”, koncepcji, którą zaczerpnął od św. Grzegorza z Nyssy, która głęboko we mnie rezonuje. Bóg stworzył zarówno światło, jak i ciemność, i to właśnie w ciemności często spotykamy pełnię Jego tajemnicy.
To może brzmieć dziwnie, ale posłuchajcie mnie…
https://catholicstand.com/living-with-depression-finding-god-in-the-darkness/
Życie z depresją. Jak znaleźć Boga w ciemności ? part III
OdpowiedzUsuńMistyczna teologia św. Grzegorza z Nyssy była kamieniem węgielnym mojej drogi wiary, szczególnie w radzeniu sobie z depresją. Jego wizja duchowego wznoszenia się jako podróży w „olśniewającą ciemność” Boga głęboko rezonuje z moim doświadczeniem poruszania się po zawiłościach depresji i znajdowania Boga w tym, co wydaje się nieprzeniknioną pustką. Dla Grzegorza ciemność to nie tylko brak światła, ale samo miejsce, w którym nieskończona tajemnica i miłość Boga są najgłębiej spotykane.
„Życie Mojżesza” św. Grzegorza przedstawia duchowy postęp przez trzy etapy: światło, obłok i na końcu ciemność. Ta podróż odzwierciedla życie chrześcijańskie, w którym zaczynamy od światła początkowej wiary, przechodzimy przez obłok tajemnicy, w miarę naszego wzrostu, ostatecznie spotykamy Boga w ciemności — przestrzeni tak wypełnionej Boską obecnością, że przytłacza nasze zmysły i zrozumienie.
Kiedy myślę o moich zmaganiach z depresją, widzę paralele z spostrzeżeniami św. Grzegorza. Depresja często przypomina wejście w przytłaczającą ciemność, miejsce, w którym Bóg wydaje się odległy, a nadzieja nieuchwytna. Jednak teologia św. Grzegorza oferuje zmieniającą życie perspektywę: ta ciemność nie jest pustką; jest olśniewającą obecnością Boga, przestrzenią, w której stajemy twarzą w twarz z Jego nieskończoną tajemnicą. Jak pisze św.Grzegorz : „To jest prawdziwa wiedza o tym, czego się szuka; to jest widzenie, które nie polega na widzeniu, gdyż to, czego się szuka, przekracza wszelką wiedzę”.
Depresja nauczyła mnie, że podróż w ciemność Boga wymaga porzucenia potrzeby zrozumienia i kontroli. To poddanie się tajemnicy, zaufanie, że miłość Boga jest obecna, nawet gdy wydaje się ukryta. Pomysł św Grzegorza, że ciemność jest miejscem zarówno niezrozumiałości, jak i intymności, był moim źródłem nadziei. W moich najciemniejszych chwilach czułem, że obecność Boga była poza moim zasięgiem — nie dlatego, że był nieobecny, ale dlatego, że był tak głęboko obecny, że moje ograniczone zrozumienie nie mogło Go pomieścić.
Depresja często izoluje i wyobcowuje, ale Chrystus łączy tę lukę. On jest światłem, które prowadzi nas w ciemność, nie po to, by nas porzucić, ale by nas przemienić. Spostrzeżenie Grzegorza, że obecność Chrystusa jest zarówno olśniewająca, jak i zasłonięta w ciemności, pomogło mi zobaczyć depresję nie jako przeszkodę, ale jako ścieżkę do głębszej intymności z Bogiem.
Jego opis „olśniewającej ciemności” odzwierciedla słowa Chrystusa: „Co mówię wam w ciemności, mówcie w świetle dnia; co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach” (Ewangelia Mateusza 10:27). Ciemność nie jest końcem historii; to miejsce, w którym Bóg przemawia najbardziej intymnie, przygotowując nas do niesienia Jego światła światu.
W miarę jak dorastałem, coraz bardziej oswajałem się z tajemnicą Boga. Kiedy byłem młodszy, chciałem odpowiedzi na wszystko. Ale teraz widzę, że niektóre rzeczy wykraczają poza zrozumienie. To jest historia Adama i Ewy — pokusa, by wiedzieć to, co wie Bóg. Ale ta wiedza prowadzi do zniszczenia. Bóg w swojej mądrości daje nam dar niewiedzy i dar zaufania Jego planowi, nawet gdy nie możemy go zobaczyć. To jest sedno mojej wiary: przyjęcie tajemnicy, zaufanie Bożej miłości i znalezienie Go nawet w najciemniejszej nocy. Każdemu, kto to czyta i czuje się porzucony przez Boga lub zastanawia się, czy jego cierpienie ma jakiś cel, chcę powiedzieć: Nie jesteś sam. Chrystus cię zobaczył, poczuł twój ból i poniósł go ze sobą na krzyżu. Twoje cierpienie, bez względu na to, jak głębokie lub pozornie bezcelowe, ma sens, ponieważ Bóg może je odkupić.
Wyciągnij rękę !
https://catholicstand.com/living-with-depression-finding-god-in-the-darkness/
Czy kiedykolwiek słyszałeś jak Bóg do ciebie przemawiał?
OdpowiedzUsuńSposób, w jaki Bóg próbuje do ciebie przemówić, może nie być tym, czego się spodziewasz i łatwo jest przegapić Jego słowa. Posłuchaj więc doświadczenia Eliasza:
" Wtedy rzekł: «Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana!» A oto Pan przechodził. Gwałtowna wichura rozwalająca góry i druzgocąca skały [szła] przed Panem; ale Pan nie był w wichurze. A po wichurze - trzęsienie ziemi: Pan nie był w trzęsieniu ziemi. Po trzęsieniu ziemi powstał ogień: Pan nie był w ogniu. A po tym ogniu - szmer łagodnego powiewu. Kiedy tylko Eliasz go usłyszał, zasłoniwszy twarz płaszczem, wyszedł i stanął przy wejściu do groty. A wtedy rozległ się głos mówiący do niego: «Co ty tu robisz, Eliaszu?»" /1 Królewska 19: 11-13).
Czy Eliasz słyszał głos Boga poza sobą, jak Mojżesz słyszący głos Boga z płonącego krzewu ?Czy też słyszał głos Boga z wnętrza, z głębi swojej duszy, gdzie Bóg jest obecny, jak w każdej żywej istocie? Czy może słyszał głos Boga w swoich myślach, czy też znalazł głos Boga w głosie podobnym do swojego własnego? A tak naprawdę czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Czy forma komunikacji jest aż tak ważna? Czy słyszenie głosu Boga i wiedza, że jest to głos Boga, nie jest naprawdę jedyną ważną rzeczą w tej komunikacji?
Istotne jest to, czy słyszenie głosu Boga łączy się z Jego Wolą tu i teraz ? On mówi, aby pomóc, poprowadzić i przybliżyć cię do Siebie. Czy kiedykolwiek słyszałeś, jak On do ciebie mówi? Patrząc na Modlitwę Pańską w tym kontekście, łatwo zobaczyć, jak słowa „Przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja” (Ewangelia Mateusza 6:10 ) mogą odnieść się do ciebie jako: "Niech Twoja wola spełni się w moim życiu, tak jak w niebie". Jeśli Bóg do ciebie mówi, a ty słuchasz, czy jesteś gotowy na następny krok, aby wypełnić wolę Bożą w swoim życiu?
Kiedy modlisz się Wyznaniem Apostolskim: „Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego i w Syna Jego jedynego, Jezusa Chrystusa…”, czy widzisz Boga jako Boga osobowego; to znaczy jako Boską osobę, która nas zna i troszczy się o nas, która chce dla nas tego, co najlepsze, a przede wszystkim, która nas kocha? Być może widzisz Boga, „Ojca wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi, wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych” jako Boga tak potężnego, że jest daleko od nas w swojej supremacji?
Czy widzisz Boga jako bliskiego i osobistego, czy też jest On odległy i niezaangażowany w nasze życie? Czy potrafisz postrzegać Go zarówno jako Stwórcę wszystkiego, co widzialne i niewidzialne, jak i jako osobistego przyjaciela, prawdziwą Boską osobę z uczuciami, czasami szczęśliwą, czasami smutną, rozczarowaną, zdenerwowaną lub złą? Czy potrafisz postrzegać Boga, Ojca, jako ojca, który troszczy się o ciebie bardziej niż ty sam o siebie, jako Osobę, która wie i chce tego, co dla ciebie najlepsze, jeszcze zanim się urodziłeś?
Czy potrafisz postrzegać Boga jako Ojca, który chce prowadzić i chronić twoje życie, jako ojca, który wie, co jest najlepsze, ponieważ cię zna i kocha? On cię stworzył. Ma dla ciebie plan. Wyjątkowy plan tylko dla ciebie. Nikt inny nie ma planu dla ciebie, a twój plan nie jest dla nikogo innego, tylko dla ciebie. Dla Niego jesteś wyjątkowy i jesteś częścią Jego planu w tym rozległym wszechświecie. On wie, gdzie jesteś i gdzie powinieneś być. Czy masz wystarczająco dużo wiary i zaufania, aby powiedzieć: „nie moja wola, ale Twoja niech się stanie”, czy też uważasz, że możesz zrobić lepiej sam?
Na końcu „Twojej woli” z pewnością prędzej czy później znajdziesz rozczarowanie, a to będzie się zdarzać raz po raz, ponieważ nie zostałeś stworzony, aby postępować zgodnie ze swoją własną wolą. Czy kiedykolwiek w ciągu krótkiego życia zdążysz to zrozumieć ?
https://catholicstand.com/open-the-door-to-your-soul-to-god/
Kurs teologii mistycznej – odcinek pierwszy – Jedna rzecz, która zmieni świat - David Torkington
OdpowiedzUsuńKiedy starożytnego mędrca zapytano, czy mógłby zrobić tylko jedną rzecz, aby zmienić świat na lepsze, powiedział, że przywróciłby słowom ich prawdziwe znaczenie. Niestety nie mogę tego zrobić, ale chciałbym przywrócić choć jednemu słowu jego prawdziwe znaczenie, ponieważ nasze życie, nasze szczęście i nasze ostateczne przeznaczenie zależą od tego słowa bardziej niż od jakiegokolwiek innego. Tym słowem jest Miłość. Życie bez miłości jest bezsensowne.
Modlitwa Wewnętrznego Pokoju
Sama istota danej przez Boga Duchowości, którą Jezus przekazał wczesnemu Kościołowi, może zostać podsumowana w tym prostym słowie – Miłość. Oczywiście nie nasza miłość, ale miłość Boga, jak nalegał św. Jan. Ta miłość, którą Jezus otrzymał w pełni, gdy został uwielbiony, nieustannie z niego wypływa. Modlitwa, głęboka modlitwa, to słowo, którego używamy, aby opisać to, co musimy zrobić, aby się odwrócić i otworzyć nasze serca, aby ją przyjąć.
Ta głęboka modlitwa istniała wcześniej, ale z Jezusem otrzymała nowe znaczenie i moc, jakich nigdy wcześniej nie miała, a także nowe imię. Zaczęto ją nazywać modlitwą mistyczną. Słowo mistyczny pochodzi z języka greckiego i oznacza po prostu niewidzialny, niewidzialny lub tajny. Chrystus nauczał tego nowego typu modlitwy mistycznej swoich pierwszych naśladowców, ponieważ była to modlitwa, której sam używał do komunikowania się ze swoim Ojcem. W religii żydowskiej, w której się wychował, modlitwa była głównie słyszalna, ponieważ modlili się na głos. Nieuchronnie prowadziło to do pewnej hipokryzji, w którą Chrystus nie chciał, aby popadli jego naśladowcy, więc radził im odpowiednio. „Kiedy się modlicie”, powiedział im, „wejdź do swojej izdebki i zamknąwszy drzwi, módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu, a Ojciec twój, który widzi wszystko, co się dzieje w ukryciu, odda tobie” (Ewangelia Mateusza 6:6).
Wlane cnoty i dary
Jednak później ta sekretna, niewidzialna, niewidzialna lub mistyczna modlitwa otrzymała zupełnie nowy wymiar i moc. Stało się to, gdy po pierwszej Pięćdziesiątnicy wszyscy, którzy otrzymali Ducha Świętego, zostali wciągnięci do mistycznego ciała Chrystusa, gdzie również mieli przebywać w przyszłości. Tutaj modlili się w Nim, z Nim i przez Niego do Ojca, który, jak obiecał Jezus, wynagrodzi ich.
Pierwsi mistycy, których kiedykolwiek spotkałem
Chociaż spędziłem wiele lat czytając książki o teologii duchowej, to właśnie od moich rodziców zrozumiałem prawdziwe znaczenie „Drogi Mistycznej”. Po śmierci mojej matki, mój ojciec powiedział mi, że w ostatnich latach ich wspólnego życia małżeńskiego on i moja matka kochali się głębiej i doskonalej niż w jakimkolwiek innym okresie ich życia.
Jedyna droga do doskonałości
Rodziny zostały stworzone przede wszystkim przez Miłość. Zostały stworzone dla miłości i do propagowania miłości ponad wszystko. Dlatego właśnie będę pisał o nauce teologii mistycznej, ponieważ to właśnie ta nauka może nas nauczyć, jak robić i nieustannie podtrzymywać nas w robieniu tego, co sam Chrystus nazwał „jedną rzeczą konieczną”. Ta „jedna konieczna rzecz” to modlitwa, która sama może przynieść nasze osobiste uświęcenie, uświęcenie Kościoła i uświęcenie świata, dla którego Chrystus założył swój Kościół na pierwszym miejscu. Bo nawet miłość Boga potrzebuje naszej dobrowolnie ofiarowanej miłości w zamian, aby ją otrzymać. Modlitwa to po prostu słowo, którego używamy, aby opisać sposób, w jaki nasza intymna osobista miłość jest skierowana do Boga, poprzez bycie wziętym do Jego mistycznej kontemplacji Jego Ojca, aby otrzymać to, co tylko On może dać w zamian. Dlatego św. Teresa z Ávila powiedziała – „Istnieje tylko jedna droga do doskonałości, a jest nią modlitwa. Jeśli ktoś wskazuje ci inny kierunek, to cię oszukuje”.
https://davidtorkington.com/a-course-in-mystical-theology-first-episode-one-thing-to-change-the-world/
Kurs teologii mistycznej – Unia hipostatyczna - David Torkington
OdpowiedzUsuńKiedy św. Augustyn powiedział, że nasze serca są niespokojne, dopóki nie spoczną w Bogu, nie mówił tylko o innych chrześcijanach, ale także o wszystkich ludziach. Miał na myśli wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga (Rdz 1,26). Pytanie brzmi, jak stąd, z miejsca, w którym jesteśmy teraz, dostać się do Boga, który nas stworzył, abyśmy dzielili Jego własne życie wewnętrzne i wieczną miłość, za którą tęsknimy ? Aby odpowiedzieć nam na to pytanie, przyszedł sam Chrystus.
Droga, Prawda i Życie
Dlatego powiedział, że jest Drogą, Prawdą i Życiem. Jest „Drogą”, ponieważ tylko w Nim, z Nim i przez Niego nasze serca, które tęsknią za Bogiem, znajdą Go. Jest „Prawdą”, ponieważ ostateczna prawda, że Bóg jest Miłością, została dosłownie ucieleśniona w Jego ludzkim ciele fizycznym. Ponieważ ta prawda została zrealizowana w jego ludzkiej istocie, mógł on przekazać innym ludziom tę wzniosłą prawdę, jednocześnie wyjaśniając, że dzięki niemu będą mogli doświadczyć czegoś z tej nieskończonej miłości, tak jak on, nawet zaczynając od tego życia. Dlatego jest on również „Życiem”, ponieważ pełnię życia, która jest miłością, pełnię miłości, za którą tęsknimy, można znaleźć tylko w nim, ponieważ jest w Bogu, a Bóg jest w nim (J 14,6-10). Kiedy staramy się przestrzegać Przykazań, jak obiecał Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy, wtedy może on uczynić swój dom w nas, a my możemy uczynić nasz dom w nim w taki sposób, że wszystkie nasze najgłębsze pragnienia, nadzieje i tęsknoty zostaną spełnione (J 14,21-24). To właśnie pozwala nam doświadczyć prawdziwego, choć przerywanego szczęścia w tym życiu i prawdziwego, nieprzerwanego szczęścia w następnym.
Tajemnica
Święty Paweł nazwał zdumiewający plan Boga, aby dzielić się z nami swoim nieskończonym życiem i miłością, Tajemnicą. To greckie słowo oznacza niewidzialny, niewidzialny lub sekretny, ponieważ plan jest widoczny tylko dla oka wiary. Słowo to jest źródłem słowa "mistyk", używanego w tradycji katolickiej do opisania osoby, która jest całkowicie oddana wejściu w Boży Plan - Mysterion. W Starym Testamencie Prorocy nie opisali szczegółowo tego planu, ponieważ sami nie znali go szczegółowo, ale obiecali tym, którzy czekali, że zostanie on wyjaśniony bardziej szczegółowo, gdy przyjdzie Chrystus. Nawet po powiedzeniu swoim naśladowcom, co to będzie dla nich oznaczać i dla tych, którzy pójdą za nimi, Chrystus powiedział, że jeszcze nie nadeszło. Obiecał jednak, że Boży plan dla nich, który już przyszedł w nim, w krótkim czasie nadejdzie też dla nich, gdy zostaną dokonane ostateczne przygotowania, przygotowania, które tylko On może przeprowadzić.
Znaczenie uwielbienia
Przygotowania te miały miejsce po jego Wniebowstąpieniu, kiedy jego fizyczne ludzkie ciało zostało zjednoczone z jego Ojcem w taki sposób, że zostało uwielbione przez posiadanie jak nigdy dotąd nieskończonej miłości, która panowała w Bogu od wieczności. Przygotowania miały miejsce teraz, ponieważ jego fizyczne ludzkie ciało, które ograniczało go do przebywania tylko w jednym miejscu na raz, gdy był na ziemi, i dlatego obecne było tylko dla tych, którzy byli w tym miejscu, zostało radykalnie zmienione przez nieskończoną miłość, która teraz nim zawładnęła. Cała jego ludzka i boska osobowość nagle rozszerzyła się duchowo w taki sposób, że mogła być obecna dla ludzi w każdym miejscu na ziemi i w każdym kolejnym stuleciu.
https://davidtorkington.com/a-course-in-mystical-theology-fifteenth-episode-the-hypostatic-union/
ciąg dalszy...
OdpowiedzUsuńNowe i przemienione ciało
Jego nowe, przemienione i przemienione ciało zaczęto nazywać jego mistycznym ciałem, nie tylko dlatego, że mogło być obecne dla każdego człowieka na ziemi jednocześnie, ale dlatego, że jego ciało stało się porowate, tak że miłość, która ożywiała go od wewnątrz, przelewała się na wszystkich, którzy byli otwarci na jej przyjęcie, jak to miało miejsce w pierwszy dzień Pięćdziesiątnicy. Podczas pierwszej Pięćdziesiątnicy ta miłość była symbolizowana przez ogień, ale w późniejszych okazjach, gdy jego miłość została wylana do jednostek podczas ich Chrztu, była symbolizowana przez wodę.
Ogień i Woda
Zarówno ogień, jak i woda symbolizowały wewnętrznego ducha boskiego, który ożywił Chrystusa w wyjątkowy sposób po tym, jak został całkowicie przemieniony i przemieniony, gdy został uwielbiony po wniebowstąpieniu. To ten sam boski Duch, który najpierw opanował Chrystusa, zanim został nam przekazany. Jako znak czci ten boski duch został nazwany Duchem Świętym. Ten Duch Święty, który pierwszy ożywił Chrystusa, jest nam przekazywany, aby mógł stać się świętą więzią, która łączy nas z nim, w jego mistycznym ciele, i ze wszystkimi innymi w tym ciele, abyśmy mogli wspierać się nawzajem, gdy wspólnie podróżujemy Drogą i w drodze, od teraz do wieczności.
Nowoczesna metafora
Pozwólcie mi spróbować wyjaśnić, co jest i na zawsze pozostanie głęboką tajemnicą, odwołując się do ludzkiej metafory w formie historii, która przydarzyła mi się kilka lat temu, aby wyjaśnić to, co zaczęto nazywać Unią Hipostatyczną.
To była katastrofa czekająca na zaistnienie i rzeczywiście się wydarzyła, gdy roztargnionymi oczami podłączyłem mój 12-woltowy czajnik do sieci 240 wolt. Nadal widzę iskry, dym unoszący się w górę i zapach palonej gumy, gdy czajnik, który kupiłem do samochodu, zamilkł i umarł przede mną. Przynajmniej nauczyłem się cennej lekcji. Dwieście czterdzieści nieograniczonych woltów prądu nie trafi do dwunastowoltowego odbiornika. Dlatego też nieograniczona miłość Boga nie trafi do ograniczonego ludzkiego odbiornika, przynajmniej nie trafi bez transformatora. Dlatego Bóg posłał Chrystusa, aby stał się żywym, oddychającym duchowym transformatorem, ponieważ miał zarówno boską, jak i ludzką naturę. Oznaczało to, że mógł podłączyć się, tak jakby, do nieskończonej miłości Boga w taki sposób, że mogła ona przeniknąć do jego ludzkiej natury. W ten sposób ta sama miłość, która go ożywiała, mogła zostać przekazana wszystkim innym naturom ludzkim, wszystkim innym mężczyznom i kobietom, którzy byli otwarci na jej przyjęcie, i do końca czasów. Dlatego stał się i nadal jest dla nas Drogą, Prawdą i Życiem.
https://davidtorkington.com/a-course-in-mystical-theology-fifteenth-episode-the-hypostatic-union/
Może zapytam: czy to co piszę jest na tyle interesujące, aby to kontynuować ? Być może zajmuję tylko niepotrzebnie miejsce na blogu ?
Usuń"Drepczący katolicyzm"
OdpowiedzUsuńEuforia wśród "pisowskich " zwolenników, po wystąpieniu " amerykańskiego jastrzębia" v-ce prezydenta Vence'a, który udając " gołębia pokoju" użył znamiennych słów JP II: - " Nie lękajcie się". Oczywiście owe słowa przypisano natychmiast jako krytykę, obecnej władzy w Polsce i Europie,a tak na prawdę to powyższe słowa JP II nie dotyczyły władzy, a każdego człowieka, szczególnie katolika, aby w swoim życiu nie lękał się pogłębiać swojej wiary i poprzez modlitwę, medytację i kontemplację dążył już tutaj na ziemi, do zjednoczenia z Bogiem i Jego mistycznym Ciałem. Przez wiele lat obserwacji tzw. "katolickich blogów" można stwierdzić jedno, że w pogłębianiu swojej wiary nie uczyniły nawet najmniejszego kroku w przód, a "drepczą w tym samym miejscu od lat". Wciąż piszą te same polityczne bzdury , które pisali i przytaczali 10 lat temu, tak jakby w odbiciu zwierciadlanym lub matrixie . Piszą o jakimś wybraństwie narodu, a sami błądzą w oparach zawiści, złości, krętactwa i manipulacji, służącej promowaniu partyjnych interesów i nienawiści do oponentów politycznych, i w tym zamyka się ich cała ich wiara.
Jakże to inne podejście niż te, które było praktykowane wśród pierwszych chrześcijan:
Pierwsi chrześcijanie mieli nowy sposób bycia, nie tylko z Chrystusem, ale w tym, co później zaczęto nazywać Jego mistycznym ciałem. Ci, którzy wytrwali w ciągłym otwieraniu się na przyjęcie tej miłości, praktykując to, co nazwa się „ascezą serca”, czyli dzień po dniu, byli wciągani w to, co św. Paweł nazwał "Mysterion"- plan, który Bóg stworzył przed założeniem świata, aby dzielić się z nimi swoim życiem i miłością. Ten plan był i nadal jest fizycznie obecny, i duchowo ucieleśniony w uwielbionym ciele Zmartwychwstałego Chrystusa. Wciągani w Jego mistyczną kontemplację Boga i zaczynali otrzymywać owoce tej kontemplacji, która ich rozpaliła, tak jak rozpaliła pierwszych Apostołów.
Ci, którzy zostali wciągnięci do jego mistycznego ciała i którzy następnie nieustannie starają się być wciągnięci w jego mistyczną miłość do naszego Wspólnego Ojca, byli i nadal są mistykami w każdym znaczeniu tego słowa. To właśnie miał na myśli św. Tomasz z Akwinu, gdy powiedział, że naszym powołaniem, a to dotyczy nas wszystkich jest modlitwa i kontemplacja, ponieważ jest to jedyna droga do zjednoczenia z Bogiem,, a następnie dzielenie się owocami kontemplacji z innymi.
Kiedy apostołowie poprosili Chrystusa, aby nauczył ich się modlić, dał im „Ojcze nasz”, który zawiera w sobie samą istotę wszelkiej chrześcijańskiej modlitwy, która znajduje swoje dopełnienie i spełnienie we Mszy. W ostatnich latach słowa „chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj” zostały źle zrozumiane przez wielu, którzy myślą, że oznacza to codzienne chodzenie na Mszę Św. Chociaż jest to godna pochwały praktyka , ale dla tych, którzy są w stanie to uczynić. Jednak w Kościele Wczesnochrześcijańskim i przez ponad tysiąc lat codzienna Msza, jaką poznaliśmy, po prostu nie istniała. Chleb powszedni, do którego odnosił się Chrystus, był duchowym pokarmem Jego własnej, nieustającej miłości, która, choć ciągła, może być przyjmowana tylko przez tych, którzy codziennie poświęcają na nią jakościowy czas.
Czcigodny Fulton Sheen powiedział kiedyś: „W miłości ludzkiej wszystkie potężne uczucia pojawiają się na początku, ale w miłości Boskiej potężne uczucia pojawiają się później, gdy zostaliśmy już wypróbowani i przetestowani”. Dlatego niezwykle ważne jest, aby wytrwać w modlitwie, niezależnie od tego, czy czujemy cokolwiek, czy nie. Ci, którzy modlą się tylko wtedy, gdy mają radosne duchowe uczucia, nie zajdą nigdzie, ponieważ ich zachowanie jasno pokazuje, że robią to tylko dla siebie. Modlitwa, podobnie jak każda prawdziwa miłość, musi przejawiać cechę bezinteresowności, która sama może poprowadzić osobę dalej i do miłości przewyższającej zrozumienie, ale w dobrym czasie Boga, a nie naszym.
David Torkington - "Mistical Theology"
Kiedy przestaniesz upadać, to oznacza, że jesteś w niebie, ale kiedy przestaniesz wstawać, będzie oznaczało, że jesteś w piekle” - Peter Calvay Part I
OdpowiedzUsuńCo egoizm robi z duszą ?
W Starym Testamencie słowo hesed było używane do opisania miłosierdzia Bożego. Zostało ono przetłumaczone na łacińskie słowo gratia w Nowym Testamencie, które dało początek angielskiemu słowu grace. Na szczęście nic nie ginie w tłumaczeniu, w rzeczywistości wszystko zostaje zyskane. Teraz, gdy Duch Święty został posłany i jest nieustannie posyłany, jego miłość nie jest już określana jako hesed, ale gratia, czyli grace. Jest to ta sama miłość Boga, która krążyła między Ojcem, a Synem od wieków, ale teraz, dzięki uwielbionemu Chrystusowi, jest ona przez Niego wysyłana, aby zrobić coś, czego nigdy wcześniej nie trzeba było robić. Na razie widać jej moc odpuszczania grzechów, ponieważ ta miłość jest skierowana do grzesznych ludzi, aby rozproszyć grzeszność, która w przeciwnym razie trzymałaby Boga od nas, z daleka. Dlatego wszystkie sakramenty dają łaskę, Boże miłosierdzie, które najpierw odpuszcza grzechy, które w przeciwnym razie uniemożliwiłyby Mu zamieszkanie w nas, jak obiecał podczas Ostatniej Wieczerzy. Jest tylko jedna rzecz, która może powstrzymać Boga przed zamieszkaniem w nas, jest nią choroba grzechu i egoizmu, która czyni z mistycznym ciałem Chrystusa to, co wysoki poziom cholesterolu czyni z ciałem fizycznym. Trzeba to ostatecznie to kontrolować, a najlepiej całkowicie wykorzenić.
Podróż od egoizmu do bezinteresowności.
W taki czy inny sposób wszyscy musimy zostać oczyszczeni z egoizmu, który uniemożliwia czystej miłości Boga ogarnięcie nas. Życie duchowe jest podróżą od egoizmu do bezinteresowności, ponieważ tylko osoba bezinteresowna może stać się jednością z całkowicie Bezinteresownym, który jest czysty, nieskazitelnie kochający. Jest to długa droga, która będzie współmierna do całego naszego życia. Jeśli dana osoba nie podejmie szczerej próby pozbycia się egoizmu, który trzyma Boga na dystans, nie zrobi żadnego duchowego postępu. Jeśli nie spróbujemy zmienić naszego egocentrycznego życia poza modlitwą, nasza modlitwa nigdy nie rozwinie się poza najbardziej podstawowe stadia. Nawet z psychologicznego punktu widzenia, jeśli przez cały dzień zachowywaliśmy się źle, modlitwa będzie zupełnie niemożliwa pod koniec tego dnia. W rzeczywistości jednym z powodów, dla których ludzie uciekają od modlitwy, jest to, że wiedzą, że będzie to oznaczało pogodzenie się z samym sobą i zrobienie czegoś ze swoim tandetnym stylem życia.
Panie, abym widział
Nawet jeśli składamy poranną ofiarę tak szczerze, jak to możliwe, i szczerze staramy się ją wdrożyć w nadchodzący dzień, ostatecznie poniesiemy porażkę, jeśli nie zrobimy czegoś, aby wyleczyć plagę egoizmu, która może zniszczyć nawet nasze najlepsze intencje i najszczersze wysiłki. Bóg chce, abyśmy zrobili wszystko, co w naszej mocy, aby pozbyć się wszystkiego w naszym życiu, co uniemożliwia nam całkowite zjednoczenie z Nim w każdej chwili. Tylko wtedy będzie mógł nas posiadać tak w pełni, jak zaplanował. Jeśli nie widzimy grzechu i egoizmu, które uniemożliwiają nam rozwój w życiu duchowym, to nie dlatego, że jesteśmy bezgrzeszni, ale po prostu dlatego, że jesteśmy ślepi i musimy wołać z Bartymeuszem: „Panie, abym przejrzał” (Mk 10,46-52).
David Torkington "Wisdom from the Western Isles"